Ta scena bardzo szybko stała się kultowa. Oto trójka amerykańskich funkcjonariuszy w piwnicy ambasady RP w Iraku usiłuje nauczyć się wymowy swoich nowych danych. Nazwiska oczywiście obfitują w szeleszczące głoski, które dla każdego, z wyjątkiem Polaka, brzmią jak brzęczenie muchy. Czas mija, a „być albo nie być" całej operacji zależy od tego, czy Amerykanin w stosownej chwili powie bez akcentu „Grzegorz Ćwikliński". Wygląda na to, że nie powie. Wtedy wkracza Bogusław Linda w roli wzorowanej na postaci Gromosława Czempińskiego i powołując się na swoje pedagogiczne wykształcenie, rzuca kilkoma przekleństwami, wyciąga broń i zmusza Amerykanina do wypicia z gwinta sporej ilości alkoholu. I po problemie. Amerykanin może udawać obywatela RP i nawet studiujący kiedyś w Polsce Irakijczyk jest przekonany, że ma przed sobą Polaka, tyle że bardzo nietrzeźwego. I tak butelka whisky (albo kilka butelek) dokonują tego, co wydaje się być niemożliwe. Tyle film. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz